Zawsze długo każę czekać na kolejną stylizację, ale dzisiejszy post mam nadzieję trochę mnie rozgrzeszy. Zestawiłam luźne, sportowe rzeczy z wymarzonymi butami Miisty, które z pozoru nijak nie pasowały do żadnych moich ciuchów. No, ale się na nie uparłam i jak widać przemyciłam do stylizacji. Kurtkę już niegdyś pokazywałam, ale dziś pojawia się w nieco innym wydaniu, chyba nieco bardziej dojrzałym. Znalazłam też tiszert doskonały - długi z tyłu, fajnie wycięty, a przede wszystkim luźny i wygodny.
PS. Nie to, żebym się chwaliła (a gdzie tam!), ale chyba pierwszy raz od dawna jestem zadowolona w 100% i ze zdjęć i ze stylizacji :)